„Trwałość pamięci” 2015 Wybrane opowieści

Wybrane opowieści zebrane przez artystki wśród mieszkańców wsi: Bubel Łukowiska, Bubel Granna, Stary Bubel. W edycji został  zachowany oryginalny styl tekstów mówionych.

„Bubel”

Prawdopodobnie kiedyś jakiś dziedzic, czy kto, miał chyba trzech synów i nazywał się Bubel. To taka legenda krążyła, czy to prawda, to nie wiem. No i podzielił swą ziemię miedzy tych synów, no i wyszło, że tutaj Bubel Łukowiska, Bubel Granna i Stary Bubel. Ale czy to prawda jest, to nie mogę powiedzieć, bo to stare dzieje, także moi dziadkowie też nie wiedzieli, jak to było.

„Topielec”

Bo to jest tak, po prostu: płytko, płytko, od razu urwisko – głęboko. Wymyta jama taka. Tu u nas nawet chłopak się utopił. To była niedziela – i bardzo dobrze umiał pływać, no to już taki kawaler – i na tamtą stronę przeszedł, bo z dziewczynami był nad rzeką. Piechotą przeszedł, bo płytko było, tylko tam koło ruskiej strony to głębiej, bo rów taki, to tam sobie dosłownie 10 m odpłynął i kwiatów nazbierał, jeszcze pomachał. No i z powrotem nie chciało mu się tą samą drogą iść, tylko tak skośnie przez rzekę przepłynąć. Widocznie kurcz czy coś, bo tam głęboko było właśnie dalej, no i nie uratowali… Ich dwóch było, to jeden się uratował, a drugi poszedł – Ale ciało znaleźli chociaż? – Tak, tam w Niemirowie, gdzie jeszcze stary prom był, to tam przewoźnik złapał go, ale to już, ja nie wiem, może na trzeci dzień. A milicja pływała, bo to jeszcze za komuny było, milicja taką motorówką pływała, myśmy pontonami pływali, łódkami, szukali po prostu, ale nie natrafiliśmy. On gdzieś musiał, czy za korzeń zaczepiony być, czy co… Dopiero po trzech dniach złapali. To jeszcze tam od Niemirowa jego szwagier, Zbyszek taki, to ze mną do szkoły chodził, znaliśmy się bardzo dobrze, to poprosił mnie, żeby z tamtej strony jego przyholować na tą stronę. Podpływałem jeszcze z tym Zbyszkiem i przeholowaliśmy tu, a wtedy upał był straszny, to jeszcze nie widziałem tak, żeby normalnie tak leżał twarzą do wody, to na plecach tak, jak na patelni tłuszcz się gotował, takie pęcherzyki wyskakiwały, coś okropnego.

„Grób dla kolegi”

Jest tu taka historia człowieka, który kopał grób dla swojego kolegi Żyda jako dziecko. Wpadli Niemcy do szkoły, pięcio-, sześciolatek. Niemcy zapytali o łopatę, w szkole nie było, więc on zgłosił się, że pobiegnie do domu, bo miał blisko. Kopali dołki, po czym jak Niemcy powiedzieli dosyć, kilku ustawili pod ścianą i rozstrzelali. A później tym dzieciom kazali zagrzebywać.
W samym Janowie mieszkało ponad 50 procent Żydów. Jak [ten] człowiek opowiadał, że od drogi na Białą Podlaskę tam jest takie skrzyżowanie, kolejka Żydów do wywózki ciągnęła się, i to byli ustawieni po cztery osoby w rzędzie na ulicy, ciągnęła się do CPN, odległość ok. 500 m. Licząc, że Janów wtedy mógł mieć ok. 2,5 tysiąca mieszkańców.

„Tylko pół Buga nasze”

Kiedyś były kąpieliska, teraz nie można się kąpać, zlikwidowali kąpieliska. A dlaczego zlikwidowali, to nie wiem, może dlatego, że granica. Ludzie to są ludzie – idzie się kąpać po swojej stronie, ale to mało, trzeba iść na tamtą stronę! No to po co chodzić na tamtą stronę, jak tylko pół Buga jest nasze, a pół nie nasze?
W Buczycach tutaj się utopiło dwóch chłopców, to jednego mój mąż wyciągnął siatką, a drugiego mój brat wyciągnął tutaj. Przypłynął tam z Buczyc aż tutaj. Wypłynął na taką mieliznę i stamtąd go wyciągnął. Ale Buga nie przepłynął – na tej stronie był! Choć po śmierci wiedział, że to tylko pół Buga nasze.
Teraz można się kąpać, ale kto tam teraz pójdzie? Woda brudna – jedno raz, a drugie… Jak były kąpieliska, to były wyznaczone miejsca takie, gdzie nie utoną. A teraz to wiesz, gdzie co jest? Tam woda rwie, dzisiaj płytko, jutro głęboko. Woda zmienia koryto.

„Pas graniczny”

Tu kobiety nie prały, nie dopuszczali. Tu kiedyś był pas graniczny, zorany, zabronowany, zagrabiony i tam nie wolno było przechodzić (…) Nad Bugiem tu nie wolno było, bo jak był pas graniczny, to tylko do pasa można było dojść, a 50 m od Buga nie wolno było dalej przechodzić. Tylko specjalne przejścia były tam, gdzieś kąpielisko wyznaczone, ogrodzone. Tylko tyle, że tam można było przejść wykąpać się i spokój. A tak nie wolno było. Chyba że… mój mąż rybaczył, jeździł po Bugu – tylko z naszej strony – ale on miał specjalne uprawnienia. Stałym rybakiem był. Nie wolno było [przekraczać granicy], broń Boże. Nieraz nawet rybacy jechali tamci z tamtej strony, to nie odezwali się. Rybaki nie rozmawiali między sobą. U nas to jeszcze płotu nie było, a z tamtej strony to był płot, 2 m wysoki (…) Nie puszczali do Buga wcale, był pas graniczny i przez pas nie wolno było przechodzić nikomu. Chyba że ukradkiem tam ktoś się przedostał, ale to musiał ślady zatrzeć. Za komuny tu jeszcze był pas, a już jak komuna zginęła, to i pas zginął, to do Buga można było dojść. Teraz można do Buga dojść, ale po co tam pójść do tego Buga? Popatrzeć na wodę?

„Kapliczka”

A to jest o tutaj niedaleko [kapliczka]. Kiedyś, kiedyś, prawdopodobnie – tak opowiadali – że chłopak do dziewczyny chodził i miał się żenić, a ona nie chciała jego. I już wszystko było, miało być wesele, ślub miał być. Wyszła z domu, przepadła i nikt nie wie gdzie. Że niby Matka Częstochowska się ukazała tam i postawili kapliczkę. I przepadła w ogóle, że nikt nie wie gdzie i co. Normalnie o, wyszła z domu, wyszli za nią – nie ma, przepadła. Potem te objawienia były.

„Jezioro bez dna”

Tam jest nad Bugiem takie jezioro Berdyczewo, to jest odnoga jakaś Buga czy coś, i podobno jest ogromnie głęboko. Moi bracia cioteczni to jak byli tacy młodzi, to tam na linkach się spuszczali. No bo wiecie, umieli już tam pływać i nurkować, no wiadomo, że nie tak, jak zawodowi, bo to wszystko było takie… samouki. Ale byli tak ciekawi, bo tam takie historie, że ktoś powiedział, że dąb jakiś… pozatapiane drzewa stuletnie, że to można gromadę pieniędzy za to wziąć – Teraz tam gdzie kościół w Gnojnie, to była prawosławna cerkiew. I tam ten batiuszka miał woły i prawdopodobnie te woły poszły napić się i szukali i siły nie było znaleźć tych wołów. I mówią, tyczki różne, kamienie na linkach spuszczali, że nigdy nie mogli tego dna znaleźć – Tak się mówi, że Berdyczewo to jezioro bez dna – I wie pani co? Ze ja tam była kiedyś jeszcze na łące i koniecznie chciałam zobaczyć. Naokoło takimi wierzbami i nigdzie roślinki nie ma na tej wodzie. Jak to na innych takie różne wodne rośliny rosną, a tam nie. I ja od razu uciekłam, bo się bałam – I mówili, że później, co to jeszcze było, że za Konstantynowem gdzieś tam niby te jakieś kości tych wołów wypłynęły. Nie wiem, coś takiego, że taki jakiś podziemny tunel, taka woda jakaś, ale to jest takie niezbadane. Czy to jest prawda czy nieprawda, to też trudno powiedzieć – To jest tak między Bublem Starym a Gnojnem, tak na łąkach, bliżej Buga.

„Babka Natasza”

Miała już 92 lata, z kulkami chodziła, nogi przesuwała i też… Co jej przyszło do głowy, że śmierć o niej zapomniała? Kilka razy jej synowa widziała, jak głowę sadziła do bali z wodą, bo chciała się utopić. To oni już zawsze pilnowali. I wyobraźcie sobie, wyszła czegoś rano i Mietek, syn, mówi: „Babka tam przy studni, czego ona tam zagląda?”. Wpadła? Specjalnie! On widział jak nogę wkładała i nie zdążył dobiec. Nie chciał krzyczeć, myślał, że ją zdąży złapać. I nie zdążył. Wyciągnęli ją z tej studni, dobę jeszcze żyła w szpitalu.
Tutaj jest taka polna droga, to godzinę się szło, żeby do Janowa na mszę dojść. No to Babka Natasza jak się wybrała, to wszystkich poprzepędzała i wyszła z pół godzin wcześniej. Podobno do Białej to ona na piechotę zaszła, załatwiła, co miała załatwić i wróciła – to sobie wyobrażacie, jak mogła kiedyś chodzić.

„Małżeństwo”

Ja ożenił się, ja w Błoniu z Kapłanów. I mnie tu nastręczyli, bo tu była osobista dziewczynka, sama jedna. Ojciec prawosławny i jak wywozili do Rosji, to on się powiesił. I już oni zostali – matka, córka i babka zostali się. No i mnie nastręczyli, to ja tu przyjechał, spojrzał – dziewczynka jak dziewczynka, ładna. No i trzeba coś pomyśleć, żenić się. No i ja przyjechałem raz, drugi, kiedyś to rowerem przyjeżdżało się. [Ślub] w szybkim czasie był.
Pojechał wpierw do księdza do Gnojna, tam był Czyżewicz stary. [Pańska żona była prawosławna?] Tak i ja ją przepisał na swoją wiarę na katolicką i ona przejęła. [Jak żona wychodziła za pana za mąż, to jej rodzina nie miała pretensji, że zmienia wiarę?] Nie, wiedziały, że tak trzeba. Nic, nawet słowem. To pierwsze musiała przejść na wiarę chrześcijańską, a później już można było dawać na zapowiedzi.
Ja tu chrześniaków w Bublu mam dużo, nawet i prawosławne dziecko chrzciłem u popa. U swego chrześniaka byłem na prawosławnym weselu. Bo chrześniak pannę prawosławną znalazł, zapoznał się gdzieś w szkole. Wszystko to samo. Aby zgoda i miłość była. Jak nie ma zgody, miłości, ooo… to już życie marne. Abo wódka weźmie swoją stronę i co dnia pić, też bida.

„Olga – śpiewaczka”

Jej cała rodzina jest pochodzenia ukraińskiego, jej ojciec nazywał się Abramczuk Teofil. Olga wyszła za mąż za pana z miejscowości Gnojno o nazwisku Pawluczuk. On był Polakiem. Zaczęła się wojna, on się zaciągnął do wojska w 1944 roku jako ochotnik. Tu na końcu wsi była strażnica niemiecka. On tam zginął w bardzo niewyjaśnionych okolicznościach, nie wiadomo, gdzie jest pochowany, jak to się stało. W związku z tym Olga nigdy nie dostała renty po nim. Ale w 1947 roku jak Akcja Wisła była bardzo zaawansowana i wszystkich tutaj wywozili, Olga już była spakowana z dziećmi,  wszystkie rzeczy były już na wozie. A ludzie mieli tylko parę godzin – dwie, trzy godziny na to, żeby spakować dobytek i opuścić te rejony. Uratowało ją to, że pokazała dowód męża, że służył w wojsku.
Znam też historię, że ta kobieta sama zaprzęgała się do pługa i orała 10 ha ziemi, bo nie było konia, za pracę sąsiadowi trzeba było zapłacić. Jeśli ktoś miał 10 ha władze komunistyczne nakładały horrendalny podatek, taki gospodarz uważany był za bogatego, a zdzierano z niego wszystko, nie wystarczało mu na życie. Lepiej miał ten, który miał mniej ziemi. Właśnie ta śpiewaczka mimo tego, że była niepełnosprawna, bo miała tą słoniowatą nogę, zaprzęgała się sama do pługa.

„Prawosławie”

Na końcu jest tradycyjnie położony w kulturze ludowej cmentarz należący do tego kościoła drewnianego. Nie dosyć, że jest na górce, to praktycznie z każdej strony jest oddzielony drogą. Kiedyś tradycyjnie cmentarze się oddzielało od ludzkiej ekumeny i on jest oddzielony z każdej strony drogą i jeszcze rzeką. Wszystkie te punkty, to są punkty graniczne. [Lokowali bardzo często cmentarze za rzeką, bo rzeka oddzielała żywych] To była granica [od umarłych, to są jeszcze wierzenia takie ludowe], tak, tak, przedchrześcijańskie [Że jak ktoś wpadł do rzeki, to go nie wyławiano] Tak, tak bo przedchrześcijańskie wierzenia głównie opierały się na kulcie zmarłych i kulcie słońca.
[A na tym cmentarzu to różne wyznania, czy tylko…] W tej chwili już różne, ale generalne rozbudzenie to było jak była cerkiew, to prawosławne, ale na pewno staroobrzędowcy, to już chyba grobów nie znajdziecie, ale na pewno byli chowani tutaj, bo to przed 1915 rokiem no to musieli tutaj staroobrzędowcy mieszkać. W ogóle ta cerkiew przechodziła wiele różnych zmian, bo rdzennie była cerkwią, później przekształcona na cerkiew unicką, następnie znów była cerkwią. Później po wojnie przez krótki okres znów chciano ją jako cerkiew neounicką, ale od 1946 roku jest kościołem katolickim, jak większość tutaj tych. Ale tutaj większość rodzin to byli prawosławni.
Za caratu car obiecał ludziom, którzy przechodzili na wyznanie prawosławne ziemie. To nie trwało bardzo długo, później, gdy cara zlikwidowano, ludność zaczęła powracać, doszło tutaj do wielowyznaniowości. Wielu rodzin nie można było zakwalifikować do jakiegoś jednego wyznania, albo byli dwuwyznaniowi. [A zdarzały się na przykład jakieś utarczki na tle religijnym?] Nie, generalnie na wsiach między sąsiadami nie. Tutaj ludność żyła zgodnie i wszelkie konflikty na tle religijnym czy narodowościowym były narzucone głównie przez władzę, przez władze kościelne. Nawet tutaj kościoły czy przede wszystkim cerkwie – może katolicy są w tej chwili bardziej zamknięci – ale prawosławne cerkwie już odprawiają np. Święta – Wigilię czy Wielkanoc wspólnie z katolikami. Jest bardzo dużo mieszanych małżeństw. Niektórzy obchodzą dwa razy święta – w tym starym obrządku i w nowym, a niektórzy obchodzą tylko jedne święta. Dlatego cerkwie obchodzą zarówno 24 grudnia, szczególnie tutaj na południowym Podlasiu. Wielu ludzi też przeszło – generalnie przechodzili z prawosławia na katolicyzm. Katolicyzm jest bardziej liberalny, prawosławni są bardziej ortodoksyjni. Ale spotkałem się też z sytuacjami, gdzie po prostu obchodzą dwa razy święta.